czwartek, 25 sierpnia 2011

Sielskie dzieciństwo

Oto Andrzej.

„Bawiłem się cały czas w aptekę – powiedział Andrzej. – jak ktoś próbował wchodzić, to ja mówiłem zaraz: cebionu nie ma, witaminy A nie ma, witaminy B nie ma, amoniaku nie ma. Jedna pani nawet pogłaskała mnie po głowie, a jeden pan dał mi dziesięć groszy. O, mama widzi. A jeden pan był zły, powiedział, ze robię propagandę, jakąś tam i nic mnie nie chciał słuchać, tylko wszedł do środka. Ale zaraz wyszedł.”

I w niedzielny poranek, po powrocie rodziców z imienin…

"- Ja mamusi nie obudzę, bo nie kupi mi teczki na dzień Dziecka.
- Ja ci kupię teczkę na dzień dziecka.
- To dobrze, mamusia będzie mogła mi kupić trąbkę do roweru. Powiem Jankowi, żeby ją obudził, on i tak nic nie dostanie.
- Idź już, głowa mi pęka.
- Bo tata nie pije mleka. Ten Kazio, co jest za Królika, mówi, ze trzeba pić mleko i wcześnie chodzić spać, i się gimna…tata wie: kucać, skakać i udawać zajączka. Jakby tata kucnął i udawał zajączka to by tacie głowa przestała."

A to Janek:

„- U nas zalało mieszkanie – chwalił się – i nie ma wody, bo popękały rury. A mysmy łowili ryby.
Opatulona osoba coś mruczała pod nosem.
- Nie mamy teraz gdzie mieszkać – mówił dalej Janek. – Chyba pójdziemy do lasu i wilki nas zjedzą.
Opatulona kiwała powoli głowa.
A zresztą – dodał Janek i zaczął chuchać w szyby – a zresztą zawsze możemy zabrać ojca i mamę i przenieść się do przedszkola.”

A to rodzice Janka i Andrzeja:

"- Dlaczego nie ma wiadomości od chłopców? – denerwowała się matka Janka.
- Bo chłopcy nie umieją jeszcze pisać. – Ojciec Janka rozłożył aparat radiowy na małe kawałki i teraz go składał.
- Dlaczego wysadzasz język?
- Mmmm… - odpowiedział.
- Dlaczego rozłożyłes aparat? Za chwilę będzie koncert, który chcę usłyszeć.
- Mmm…
- Jestes gorszy od dzieci – stwierdziła matka Janka tonem stanowczym. – ale dlaczego nie ma od nich słowa? Chyba tam jutro pojadę.
- Nie pojedziesz – żachnął się ojciec Janka. – A niech to wszyscy diabli, ugryzłem się w język. Nie pojedziesz, bo wiesz, że nie wolno. Już dosyć się wygłupiałas przy wyjeździe. Siłą cię trzeba było wyciągnąć z autobusu.
- Nic podobnego – oburzyła się matka Janka. – A Buraczkowska to co? Pojechała pociągiem i była na kolonii, zanim jeszcze dzieci się zjawiły. Cały dzień siedziała w krzakach i obserwowała.
- Wariatka! – stwierdził ojciec Janka krótko.
- Nic podobnego! Złapała swojego Kazia dwa razy, żeby mu nos wytrzeć. Poza tym zdała nam dokładne sprawozdanie o warunkach. Przyłapała naszego Andrzeja, jak kozikiem wycinał cos z deski.
- No i co?
- Kierowniczka ją wyrzuciła.
- To doskonale! – ucieszył się ojciec Janka. – Co zrobiła z kozikiem Andrzeja? Ja mu go podarowałem na drogę. Zwariować można z tymi babami.”

Jest jeszcze ciocia Andzia, panie z przedszkola, koledzy i pies, Lejek, nazwany tak, albowiem:

„…I trzeba wreszcie nadać mu imię. Czy wy się nigdy nie zdecydujecie na nic?
- Lejek – zaproponował Janek.
- Bo ciągle leje.
- Lepiej Robby, bo ciągle robi.
- Mowy nie ma – żachnął się ojciec Janka. – To brzmi za bardzo z angielska.”

Co jest ulubioną czynnością (poza laniem na podłogę) Lejka?

„Gdy po kwadransie ojciec Janka powiedział chłopcom po raz siódmy dobranoc i wszedł do drugiego pokoju, zastał Lejka szarpiącego rytmicznie jego nowiutkie czerwone skarpetki, własnoręcznie zrobione na drutach przez ciocię Andzię.
- Dawaj to! Skąd je wziąłeś, przecież były w zamkniętej szufladzie! Chodź tu, dobry piesek, dobry, oddaj, oddaj…
W skarpetkach były tylko trzy dziurki. Ojciec Janka szybko wrzucił je z powrotem do szuflady, wysunął na środek pokoju ranne pantofle matki Janka i poszedł do kuchni.
W kuchni matka Janka spojrzała na niego wyczekująco.
- Co jest na kolację? – spytał ojciec obojętnie.
- Makaron. A gdzie piesek?
- Piesek? Śpi sobie w swoim koszu. A bo co?”

Ci, co maja dzieci, pewnie westchną z rozrzewnieniem przy czytaniu „Drobnych ustrojów” Marii Zientarowej: „Lepsze numery u nas bywały!”, „bądź: „Zupełnie jak u nas!”.

Z czystym sumieniem polecam – ramotka, bo dzieje się w powojennej Warszawie (jest opisanych w zabawny sposób mnóstwo smaczków obyczajowych) – ale przeurocza. Jedna z ukochanych książek żabiego dzieciństwa, którą udało się dostać w antykwariacie.

Maria Zientarowa, Drobne ustroje, KAW, Warszawa 1980.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

żabi blok

Jako że jest to żabi blok (żabie rysunki będą, będą), witam potencjalnych czytelników stosownym i staroświeckim (jak na żabkę) : kum! kum! kum!