środa, 24 sierpnia 2011

Ślad Orfeusza

Stare kobiety w Rodopach twierdzą, ze szukanie Eurydyki zajęło Orfeuszowi trochę czasu. Przekroczył czterdziesci dni, czyli okres, kiedy dusza przebywa jeszcze w półswiecie – kiedy ten czas mija, musi ona pozostać w krainie zmarłych. To bardzo chrześcijańskie wierzenie głęboko osadzone na Bałkanach. Nie miało zatem znaczenia czy Orfeusz obejrzał się, czy nie. Wiele różnych opowieści i interpretacji mitu o Orfeuszu i Eurydyce krąży po Rodopach. Mówi się, że skały w Pamporowie miały pęknąć, kiedy boski śpiewak lamentował nad ciałem ukochanej zmarłej. Ponoć pierwszą jaskinią do której zszedł była grota w Lepnicy. Schodził 1400 metrów w dół ze swą lirą. Miał we wnętrzu Góry spędzić ponad miesiąc, pijąc tylko wodę spływającą ze skał. Potem czekał na ukazanie się wrót Krainy Cieni. Zginąłby, gdyby nie Afrodyta. To bogini miłości przyszła do śpiewaka, wzruszona jego cierpieniem i powiedziała mu, w której jaskini naprawdę znajduję się wejście do Hadesu. Ponoć uprosiła Morfeusza o uśpienie śpiewaka i razem wynieśli go na powierzchnię. Inna wersja legendy mówi, że kiedy Orfeusz zaczął śpiewać i grać na lirze, prosząc o pomoc w opuszczeniu jaskini, nietoperze wczepiły się pazurkami w jego szaty i uniosły go w słoneczny świat. Podanie mówi, ze Orfeusz zszedł do Hadesu w miejscu zwanym Diawolsko Gyrło.
Czy tak było w istocie - nie wiemy. Ale pięknie o tym wszystkim i o samych Rodopach oraz o kulturze, zwyczajach i rodzinnych historiach tego zakątka Bułgarii pisze pani Ałbena Grabowska- Grzyb w „Tam, gdzie urodził się Orfeusz”. Jest też sporo kulinariów i ciekawych informacji historycznych o całym kraju. Ot, choćby o tym, jak zupełnie inaczej podchodzi się w Bułgarii do ludzi. Pytania o męża, rodziców, dzieci nie są pytaniami osobistymi, tylko zwykłymi pogawędkami. Wielu Polaków przyjęłoby coś takiego za niekulturalność, ingerencję w prywatne życie. A tam to nie brak kultury, tylko właśnie jej przejaw. Co skłania do zamyślenia nad typami ludzi i kulturą w ogóle - bowiem może się okazać, że tak czasem denerwujące u nas pytania ciotek i znajomych mogą być podyktowane troską, a nie niegrzecznoscią i brakiem kultury... Zabawna byla opowiesć o najbardziej zasymilowanym w Rodopach Angliku o jakim słyszała autorka. Hoduje w swojej posiadlosci konie, kupił i odrestaurowal staroswiecki powóz, którym jeździ po wsi, a wieczory spędza na podworzu miejscowego sklepu, dyskutując z miejscowymi i ucząc się grać w damę. Na tle innych swoich rodaków (ponoć Anglicy chętnie kupują domy we wsiach srodkowej Bulgarii), którzy na ogół odgradzaja sie od miejscowych wysokimi płotami i robią zakupy w odleglych miastach, jest rzeczywiscie wyjątkiem...O Anglikach wspominam, jako że często przeglądaną ostatnio lekturą jest na moim biurku "Życie po angielsku" Katarzyny Krzyżogórskiej-Pisarek oraz "Elisabeth i jej ogród" Elisabeth von Arnim (ale o nich innym razem), gdzie dosć specyficznie opisywany jest, jakby to rzec, angielski charakter.
Wracając do Bułgarii polecam książkę pani Ałbeny, acz nie mogę wydawać sądów o prawdziwości faktów historycznych tam opisanych (bo się nie znam) i ocen czasami przytaczanych przez autorkę – niemniej w warstwie obyczajowej (i opisie charakteru Bułgarów) to bardzo ciekawa lektura. W sam raz na wakacje w górach. Najlepiej w Rodopach.

Ałbena Grabowska-Grzyb, Tam, gdzie urodził się Orfeusz, Swiat Książki, Warszawa 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

żabi blok

Jako że jest to żabi blok (żabie rysunki będą, będą), witam potencjalnych czytelników stosownym i staroświeckim (jak na żabkę) : kum! kum! kum!