niedziela, 7 lutego 2010

Tha ta púme síndoma!

Tha ta púme síndoma! Czyli po grecku; "Do zobaczenia wkrótce!"
Na dworze lekki mróz, zamarznięty, śliski śnieg, wiatr, a w Tavernie Patris, dla kontrastu, wystrój śródziemnomorski. Biało, niebiesko, jakby spłowiało od słońca, które świeci gdzie indziej. I tłumek ludzi. Śmieją się, gadają, jedzą, piją wino. Jakaś grupka przyjaciół nalewa sobie wino do kieliszków z bukłaczka. Zastanawiałam się czy wziąć kieliszek retsiny, ale jakoś nie miałam ochoty na alkohol. No to tylko herbata, w imbryczku, z cytryną, po mrozie na zewnątrz idealna.
Przy oknach była niestety rezerwacja. Trochę mi żal – miło byłoby usiąść na ławie i poduszkach, ale mały, jasny jak wszystkie inne, stoliczek blisko baru też ma swoje zalety.
Zwłaszcza jak podana nań zostaje zupa z soczewicy z makrelą, oliwkami i fetą, podanymi na białym wąskim talerzyku z trzema przegródkami, a wcześniej, w roli czekadełka marynowane warzywa w miseczce i ciepły, dobry chleb w koszyczku – aż przypomniała mi się tawerna w Grecji, gdzie w drodze do Delf można zjeść ośmiorniczki pieczone, z pysznym kukurydzianym chlebkiem. Oliwki duże, śliwkowej barwy. I znów wspomnienia – tym razem Turcji i oliwek czarnych i zielonych, świeżych, pestki wypluwane do torebki albo na rękę...
A w knajpce ruch. Ciągle ktoś nowy przychodził, jakoś się upychało gości trochę po kątach, dwa razy wtaszczono nowe stoliki, szklane i okrągłe, mam wrażenie, że letnie. „Jak pani się udaje czytać w tym hałasie?” – zdziwił się kelner, przebiegając obok mojego stolika. „- No, udaje się” – uśmiechnęłam się radośnie, bo mi się lekko jakoś na sercu zrobiło.Nie wiem, czy „Radio Yokohama” jest najlepszą lekturą do greckiej tawerny (bardziej by pasowała sushiarnia), ale złapałam w biegu. Poza tym książki Bruczkowskiego bardzo dobrze wpływają na mój żołądek – błyskawicznie robię się głodna. Gdyby nie to, że mnie w ostatnich dniach odrzuca od mięsa, spróbowałabym jagnięciny grillowanej albo polędwiczek ze słodką, domową musztardą z pigwy,jabłek, gruszek i musztardy Dijon. A tak, dogodziłam sobie warzywami nadziewanymi słodkim ryżem, kaszą, serem, kapustą nadziewaną, i ziemniakami pieczonymi; wszystko w sosie pomidorowym. I rewelacyjnym greckim jogurtem z miodem i orzechami na deser. Wprawdzie tego z Aten nie przebił, ale dlatego, że jadłam tutaj, w Polsce, a nie w Grecji. Biorę poprawkę na to, że tam, pod błękitnym, czystym niebem, w śródziemnomorskim słońcu, wszystko smakowało po prostu inaczej.Ale tu też dobre i w dodatku w cenie całkiem przyzwoitej ("Santorini" przy Egipskiej np. jest droższa). Kali oreksi, czyli po grecku - smacznego!
W takich miejscach najlepiej plotkować, śmiać się, bawić z dziećmi. Właścicielka (chyba?) w ciąży, miła, roześmiana, wszędzie jej pełno. Kelnerzy młodzi, sympatyczni. Jak to się dzieje, że spotykałam dotąd milszych kelnerów niż kelnerki? Większość albo ponure dziewczątka, albo zahukane, albo z fumami w noskach. Tylko jedno dziewczę wspominam mile – z „Zapiecka” na Świętojańskiej – wygadane, uśmiechnięte, pasujące urodą i stylem do charakteru knajpki.
Kiedy wychodziłam, przyszła mama i jeden z kelnerów (a może współwłaściciel?) stali przy barze, uśmiechnięci. Nie mogłam nie podejść i nie pochwalić i jedzenia i miejsca. Ucieszyli się chyba. „Do zobaczenia” – usłyszałam.
Rzeczywiście, „Do zobaczenia”. Proces oswajania tamtej okolicy się właśnie zaczął i został wpisany do realizacji. Zwłaszcza, że po drugiej stronie stoją domki willowe i małe kamieniczki prawie na wyciągnięcie ręki; wnętrze jednego z mieszkań było oświetlone i zajrzałam do środka. Kuchnia bardzo podobna do tej w wynajmowanym przez przyjaciółkę, kiedyś, dawno temu, mieszkaniu na Podchorążych - ile razy siedziałyśmy tam z nią, jej siostrą i małym wtedy psem. I gośćmi.
Droga powrotna miła, bo po szerszej ścieżce, nie wyrąbanej w miniaturowych zasepkach, choć też nieźle oblodzonej, od jezdni osłoniętej ekranem.
Tak, zdecydowanie tha ta púme síndoma!

2 komentarze:

  1. To wszystko brzmi urokliwie i bardzo apetycznie, aż zazdroszczę, że nie mieszkam w Warszawie i nie mam takiego knajpkowego wyboru :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciepło w Twoim wpisie :-) Mi zimno, jakoś w środku i na zewnątrz (a na zewnątrz dodatkowo wybitnie ponuro), więc sobie czytam i grzeję się przy Twoim wpisie, jak przy kominku. Grecja, Turcja... nigdy nie byłam, ale gdy wyobrażę sobie grzejące i poprawiające humor słońce, kolory (!) - to od razu mi jakoś lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń

żabi blok

Jako że jest to żabi blok (żabie rysunki będą, będą), witam potencjalnych czytelników stosownym i staroświeckim (jak na żabkę) : kum! kum! kum!