niedziela, 10 stycznia 2010

Miasto

„Im bardziej poczują się w domu, w tym dziwnym, niepodobnym do innych Mieście, tym bardziej nie będą mogli żyć gdzie indziej. Ameryka jest zbyt amerykańska: zbyt pryncypialna, zbyt przywiązana do purytańskich wartości, zbyt skłonna do nieustannego umartwiania się. Europa- zbyt mała i zbyt powolna, by stanowić wyzwanie. Azja – mimo obfitości egzotyki – nie zawsze dostarcza niezbędnemu miejskiemu szczurowi komfortu. Australia jest zbyt prowincjonalna...Kiedy nowojorczyk wyjeżdża ze swego miasta na zawsze, choćby był dotąd nim zmęczony i znudzony ponad wszelką miarę, z nagłym przerażeniem zaczyna rozumieć, że utracił kawałek siebie. I to, że New Yorker to narodowość. Ba, nawet więcej: to wyznanie, dożywotnie członkowstwo w hermetycznej sekcie szaleńców, którzy oddali Miastu najlepsze lata swego życia, zgodzili się na niebotyczne koszty utrzymania, zatruciem środowiska, ciasnotę, by w zamian stać najdziwniejszy z narkotyków: nowojorski cool.
A kiedy odbierze im się ten szum krwi w uszach, ten nieustający kołowrót zdarzeń i wrażeń, przystają nagle – opuszczeni, smutni, mimo najlepszych chęci na nowe, inne życie – ze złamanym sercem. Mogą się do tego nie przyznawać, są na to zbyt twardzi i dumni, ale nie śpią po nocach, patrzą w stronę Big Apple i jęczą jak Francis Scott Fitzgerald, kiedy utracił swoje czarodziejskie Miasto: Come back, come back, o glittering and white!
Kamila Sławińska, Nowy Jork. Przewodnik niepraktyczny, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2008, s. 10.

Każdy ma swój Nowy Jork. Na swoją miarę, wedle swego wyboru i decyzji. Jest to swoista relacja między prowincją a metropolią, które same w sobie są osobnymi państewkami. Państwa w państwie, opozycje binarne. Rzecz jasna to uproszczona definicja, ale kiedy usiłujemy opisać ciągle zmieniająca się rzeczywistość, czasem zbyt szybko jak dla naszych oczu, bądź opisywać całościowo, ogólnie procesy, różnice, zmiany, uproszczenie, ten niezbędny składnik syntezy staje się koniecznością.
Warszawa dla wszystkich przyjezdnych, których znam, jest albo miejscem, którego się od pierwszego wejrzenia nie znosi, albo uwielbia. Ale zawsze – uzależnia. Ileż to razy człowiek jęczy, że za dużo, za chaotycznie, za bardzo rozrzucona, za hałaśliwa, za szybka, zbyt męcząca, choć i tak w porównaniu z metropoliami tego świata, to wioska, z typowymi dla wioski problemami komunikacyjnymi. Ile to razy jęczy się, a kiedy wyjedzie – to jakiś niepokój, coś uwiera, ciśnie. „Ach, jak tu nudno!” – wzdycha w rodzinnym domu, w górach, nad morzem. I po tygodniu, czasem 10 dniach, nawet wakacyjnych, czasem po paru, wyciąga się plecak, walizkę. „Ja już muszę wracać, mam masę rzeczy do zrobienia” – mówi się, choćby tych rzeczy było na jeden dzień niezbyt wytężonej roboty. Szczęśliwcy, co muszą wracać do stałej pracy! Ale nawet oni, w czasie urlopu muszą odczuwać niepokój. Warszawa przyciąga. Narzeka się na nią, mówi, że chciałoby wynieść, zostawić, zamieszkać, gdzie indziej, ale na samą myśl, iż można by „gdzie indziej” ogarnia popłoch. „Gdzie, dokąd?”
I zostaje się. Choćby po to, żeby porywał wiatr, taki jak wczoraj, z nieba padały lodowe okruszki, żeby widzieć Nowy Świat w śniegu, ze świątecznymi dekoracjami wciąż wiszącymi na latarniach, białą ulicą i chodnikami, po których suną zakutani w szale, czapki przechodnie, a czasem błyśnie młode, zarumienione od mrozu dziewczę w nausznikach czy lekkiej czapeczce – nogi do nieba i tak rzadki w tym mieście śmiech, którym tylko dzieci, psy i bardzo młodzi i szaleni ludzie potrafią się śmiać i żeby omal nie wywrócić się na chodniku pod nogami szczęśliwego psa przyjaciółki. Miasto frustratów, nerwowców, nadmiernej prędkości – jak to jest, że się tu jest i chce uśmiechać, siedzieć w patiserii i włazić w zaspy na krawężnikach, aby się dopchać do autobusu?
Wszyscy jesteśmy szaleńcami.

1 komentarz:

  1. Wprawdzie nie zakochałam się w Warszawie, ale coś chyba jest w ogóle w miejscach, w których się wychowało lub zapuściło korzenie... Stają się punktem odniesienia, kawałkiem wewnętrznej przestrzeni, z której tak łatwo nie można wyemigrować ;)

    OdpowiedzUsuń

żabi blok

Jako że jest to żabi blok (żabie rysunki będą, będą), witam potencjalnych czytelników stosownym i staroświeckim (jak na żabkę) : kum! kum! kum!