wtorek, 5 stycznia 2010

Przyjaźń

Na liściu żabim ostatnio refleksyjnie, prawdopodobnie pod wpływem tego, co w kumkający żabi um wpadnie. Żaba przeczytała sobie do poduszki artykuł o. Macieja Zięby Fast food, fast fun, fast sex o przyjaźni i miłości, po raz kolejny zresztą i zamyśliła się nad znaczeniem przyjaźni. Tekst wprawdzie mówi o mężczyznach i ich sposobie przeżywania, odbierania bądź nieodbierania emocji, ale żabę, najbardziej poruszyło coś uniwersalnego - problem przyjaźni, niezależny od płci, narodowości czy innych kategorii. Jest coś bardzo prawdziwego w słowach dominikanina o karykaturach przyjaźni, fast foodach.

Popularna jest "przyjaźń kupiecka" – mówi o. Zięba – „ w której dajemy sobie afirmację i robimy coś wspólnie, dopóki nam to sprawia przyjemność. W gruncie rzeczy nie jest to miłość, tylko wymiana. Bo lubimy, gdy ktoś nas afirmuje, więc w zamian dajemy mu swoją afirmację. Ale kiedy pojawi się ktoś bardziej atrakcyjny, kto zaoferuje bardziej lukratywną afirmację, wtedy taka relacja przestaje się opłacać, więc się rozpada.
Karykaturą przyjaźni jest też "przyjaźń zbójecka". Ludzi łączy wspólny przeciwnik, więc tworzą sojusz imitujący przyjaźń. Niekiedy naprawdę w to wierzą, troszczą się o siebie wzajemnie. Ale kiedy osiągną cel, okazuje się, że przyjaźń pęka, bo nie miała wewnętrznego fundamentu.
Jest też "przyjaźń estetyczna" - łączy nas inteligentny small talk, narzekanie na szpetotę życia, wspólne koniaczki i wizyty w teatrze. Czujemy, że jesteśmy wrażliwi i delikatni, różni od otaczającej nas krzykliwej i brudnej rzeczywistości. Ale niech w takiej przyjaźni pojawi się jakiś problem i niewygoda, to koniec, bo dlatego jesteśmy ze sobą, by mieć dobre samopoczucie i unikać kłopotów.


Żaba nie-filozof, nie-filozof domorosły, bynajmniej nie stający w szranki ani z duchownymi z racji zawodu bardziej predysponowanymi do filozofii, ani tym bardziej z wielkimi czy małymi nawet filozofami, ale żabim umem coś tam kumkająca, się zamyśliła. A może czasem jest tak, że zupełnie inaczej rozumiemy słowo „przyjaźń’ i oznacza ono dla każdego z nas coś innego, zależnie od warunków, w których się wychował, doświadczeń, własnych przeżyć i zranień? Może czasami pewne gesty, czy słowa odbieramy zupełnie inaczej, bo tak nas nauczono? Czasem to kwestia słów, wyznawanych wartości, priorytetów? Przyjaźń się buduje. Na ogół długo. A często ktoś nas nie chce, nie życzy sobie. I zamiast powiedzieć to, zwyczajnie i po ludzku, odpycha, bo... sam się boi? Bo nie chce się otworzyć, bo to idzie czasem jak automat - ktoś Ci się zwierzy i wtedy Ty automatycznie też odpowiadasz tym samym, a przynajmniej rodzi się w Tobie taka potrzeba. Ważne jest jedno - otwarcie na drugiego człowieka. Umieć rozmawiać nie tylko o przyjemnych rzeczach, ale i trudnych. Umieć rozróżnić, czy, jeśli nas zraniono, to naprawdę "ja" zostałem zraniony, czy raczej moja "próżność"; czy celowo mnie odepchnięto czy też po prostu się nie dogadaliśmy? Potrafić – i chcieć rozmawiać, a jeśli nawet się nie chce, to wyczuć, kiedy jest to tak ważne, że milczenie bardziej zrani przyjaciela niż nawet kłótnia. Szanować drugiego (a czasem i trzeciego)człowieka i nie kłamać mu. I umieć zaufać. I czasem, często wybaczyć. I przyjąć wybaczenie. I przyjąć tego innego człowieka, przyjaciela, czasem wyjść z własnego egocentrycznego grajdołka(boć każdy z nas jest egocentrykiem), zostawić ‘ego’, ażeby coś dać, umieć przeprosić, jeśli on przez nas płakał. A w skrócie – po prostu: nie bać się, umieć rozmawiać, słuchać i być otwartym, umieć dać, ale też wziąć. Dla przyjaciela Twoje problemy i kłopoty, i zwierzenia nie są przykre czy krępujące, a nawet jeśli, to się przemoże, bo to Twoje problemy, bo to Ty mówisz. Tylko tyle, aż tyle. Pytanie czy to wszystko wykonalne dla przeciętnego człowieka? Dla dwojga ludzi, bo do przyjaźni, jak i do tanga czy miłości trzeba dwojga. Do przyjaźni wprawdzie może być i więcej osób, możemy przecież mieć kilku zupełnie różnych przyjaciół, choć z tą najgłębszą, najbardziej osobistą przyjaźnią często jest jak i z miłością - jest możliwa z jedną tylko osobą... A może nie? Żaba się zadumała głęboko. I westchnęła, aż pierzynka na liściu zafalowała.

4 komentarze:

  1. Żabko, moim zdaniem to nie prawda, że taka prawdziwa, wielka przyjaźń możliwa jest tylko z jedną osobą. Miłość to miłość, a przyjaźń to przyjaźń, a przecież nawet kochać można więcej nić jedną osobę naraz. Z przyjaźnią jest tak, że każda relacja z innym człowiekiem jest wyjątkowa i niepowtarzalna, tak jak niepowtarzalna jest każda osoba, z którą się przyjaźnisz. Każdy daje nam troszeczkę coś innego, od każdego czego innego się uczymy, z jednym dobrze się dogadujemy, z innym dobrze nam się milczy, z jeszcze innym dobrze bawi, a z następnym pracuje itd. Po prostu jest różnie. Nie jesteśmy idealni, każdy z nas jest w większym lub mniejszym stopniu interesowny (ja na przykład lubię przyjaźnić się z tymi, którzy mnie karmią ;-)))) i każdy nam daje trochę co innego, w zależności od swoich możliwości i chęci, a my dajemy to, co potrafimy i chcemy. Zawsze to jest jakiś rodzaj "handlu", jakby na to nie patrzeć. Ale to nic złego. Myślę, że właśnie dlatego, że wszyscy czegoś od siebie potrzebujemy, dlatego jesteśmy razem. Potrzebujemy nawzajem swojej obecności, zrozumienia, rozmowy, ciepła, inspiracji... Wiesz, dlatego też ludzie dobierają sobie takich a nie innych przyjaciół. Ja ostatnio próbuję poznać kogoś nowego, i okazuje się, że ludzie są tak różni, tak bardzo i niewyobrażalnie różni ode mnie i od siebie nawzajem, że to aż trudno uwierzyć, i tym, co może ludzi zbliżyć, właśnie być tym punktem zaczepienia, by się zaprzyjaźnić, są wspólne potrzeby, albo mozliwość dania sobie nawzajem tego, co te dwie osoby potrzebują. Jeśli ja potrzebuję inspiracji, by się z kimś przyjaźnić, to nawet jakbym się bardzo starała, nie jestem w stanie wypracować w sobie przywiązania do osoby, która mnie w ogóle nie inspiruje... :-)
    A ludzie, nawet jak uważają się za naszych przyjaciół, nie zawsze są odpowiednio spostrzegawczy, nie zawsze odważni w wyrażaniu uczuć, czasami sami mają swoje problemy, które ich absorbują, i dlatego czasami zachowują się tak, że można by zacząć wątpić, czy są naszymi przyjaciółmi. No ale są tylko ludźmi, i nie zawsze to naprawdę ich wina, że zignorowali nasze złe samopoczucie. Ja po prostu nie wymagam aż tak wiele ;-) staram się wierzyć w dobrą wolę tych, którzy się ze mną przyjaźnią i jednocześnie wierzyć w ich wyrozumiałość wobec mnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, że wszyscy czegoś potrzebujemy, w końcu przyjaciół dobieramy sobie sami:), wedle jakiegoś klucza, to nie rodzina, którą mamy "daną":). Nikt nie zmusza, żebyśmy się przyjaźnili z kimś, z kim nie chcemy, bądź kto nam nie odpowiada! Ale prawdziwa istota przyjaźni, tej głębszej, to nie tylko "handelek wymienny":). Nie jesteśmy telepatami, nie zawsze mamy czas, energię, ochotę, odwagę, to prawda, ale żeby w ogóle z kimś się przyjaźnić, trzeba choć trochę chcieć poznać drugą osobę! A tego się nie zrobi bez chęci komunikacji i choćby minimalnego otworzenia na nią, gotowości poznania. Pisząc ten wpis, miałam na myśli raczej sytuacje poważne, a nie drobne czy lekkie nieporozumienia. Jak sądzę (to są teoretyczne, quasi-filozoficzne rozważania, o tym, jak ja postrzegam "przyjaźń") w kłopotach, prawdziwych kłopotach, przyjaciel nie wyrzuca nas za drzwi, ani nie daje nam odczuć, że jesteśmy dla niego nikim. Nie powie o nas lekceważąco czy obelżywie publicznie, raczej będzie bronił. A na pewno nie ma przyjaźni tam, gdzie nie ma szacunku, uwagi i chęci dogadania się, wyjaśniania nieporozumień, komunikacji. Wszyscyśmy tylko ludźmi, ale w przyjaźni i nie tylko, trzeba chcieć rozmawiać i szanować się. :)Taka ot, moja parafilozofia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację, Żabko, nie jesteśmy telepatami, więc trzeba mówić o swoich potrzebach, a nie tylko ich oczekiwać, a także mieć trochę wyrozumiałości dla zapominalskich, zaganianych, zaspanych przyjaciół ;-) Ale skoro piszesz o poważniejszych sprawach, to Ci powiem, że oczywiście masz rację, że bez chęci zrozumienia drugiego człowieka - który zawsze jest INNY, choćby nie wiem, jak był podobny do nas - nie ma mowy o zaprzyjaźnieniu się. Ale jeśli już ktoś, jak piszesz, teoretycznie, wyrzuca Cię za drzwi, gdy masz kłopoty, daje Ci odczuć, że jesteś nikim, nie ma do Ciebie szacunku - to w ogóle nie możemy rozpatrywać tego w temacie o przyjaźni! Tu w ogóle nie może być mowy o przyjaźni! Jeśli w ogóle jakaś była, to cóż, przykro, ale dawno się skończyła. I wobec kogoś, kto nas tak traktuje w ogóle nie można mieć takich oczekiwań, jak do przyjaciela...
    Ale też, zgodzę się z Tobą, że nikogo do przyjaźni zmusić się nie da. Ja się tylko ciesze z tego, że jeśli chodzi o przyjaciół, to nie ważna jest ich ilość, tylko jakość :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. A, na pewno nie da się zmusić. Tylko czasem ludzie się mylą, bo biorą za oznaki przyjaźni coś, co nią nie jest i np. za bardzo się otwierają, podczas gdy ktoś drugi nie jest na to ani przygotowany, ani tego chce, bo woli luźną obojętną znajomość. Warto ustalać, jakie kto ma definicje, co rozumie przez "przyjaźń", konkretnie, czego oczekuje - drobniejsze oczekiwania zawsze można zweryfikować (za wyjątkiem tych podstawowych, głównych, bez których, jak napisałaś, nie ma mowy o przyjaźni.) Nie wszyscy też nadają się na przyjaiół, czy też może, ktoś , kto jest dobrym przyjacielem dla jednej osoby, może być żadnym dla innej, bo się im definicje, priorytety i potrzeby rozmijają kompletnie. Dlatego warto to badać, bo można się naciąć. Z reguły chyba to wychodzi trochę intuicyjnie, bardzo często po prostu "się dogadujemy", bądź zdarza się jakaś życiowa sytuacja, w której wychodzi na jaw, komu na nas zależy, a komu nie. Oczywiście, są też przypadki, które w ogóle nie nadają się na niczyich przyjaciół, ale to już patologia...:)

    OdpowiedzUsuń

żabi blok

Jako że jest to żabi blok (żabie rysunki będą, będą), witam potencjalnych czytelników stosownym i staroświeckim (jak na żabkę) : kum! kum! kum!